Artyści-przestępcy – co z ich dziełami?

Ostatnio przez świat przelewa się fala oskarżeń artystów. Oskarża się ich o poważne przestępstwa, najczęściej mowa jest o tych na tle seksualnym. Pomińmy to, czy konkretne są oparte na rzeczywistych przewinieniach, chęci wyłudzenia pieniędzy, czy też na chęci zwrócenia na siebie uwagi, a skupmy się na hipotetycznych sytuacjach, gdy oskarżenia mają podstawy. Co wtedy z dziełami takich ludzi? Czy przez ich występki ich twórczość, często wcześniej wielbiona, ma zostać wymazana z kart historii, a przynajmniej przestać być promowana, a przede wszystkim uznana za gorszą? Gorszą ogólnie i gorszą od tej, którą była wcześniej?

To zawsze będzie oczywiście sprawa osobista dla każdego odbiorcy. Spróbujmy najpierw postawić się w opcji, która odrzuca dzieła takiego artysty.
Po pierwsze w odbiorze takie dzieło może pozostać niezmienione, komuś może go brakować, ale w imię zasad postanowi sobie, że nie będzie się do niego zbliżać. To jest ciężkie wyrzeczenie, bo często takie dzieło kojarzy się z miłymi chwilami, jest wręcz częścią nas. Dzieciństwo, młodość, miłość, przyjemne przeżycia, którym towarzyszyło…
Kolejna kwestia, to interpretacja słów. Co miał na myśli przestępca, kiedy np. tworzył teksty? Te opisujące piękne chwile, miłość… Może śpiewając o miłości gwałciciel wyobrażał sobie gwałty, a piękne chwile mordercy, to zabijanie ludzi? Sama taka możliwość może zmienić odbiór takiego tekstu, bez wnikania nawet w to, co artysta miał na myśli, a jeśli do tego dojdzie jeszcze to, że te teksty towarzyszyły szczególnym chwilom w naszym życiu, to już może być za dużo dla bardziej wrażliwej osoby.

Druga strona może przedstawić inny argument, czyli taki, że sztuka, to coś, co należy oddzielić od prywatnego życia twórcy. Tłumaczenia tego mogą być bardzo różne. Można zacząć od takiego, że fakt, twórca był bydlakiem, ale ktoś nie jest w stanie odmówić sobie np. słuchania muzyki, która mu się podoba. I tyle, koniec tłumaczeń… Można się zastanawiać, czy jest sens udawać, że coś się nie podoba lub zadać pytanie, czy każdego twórcę należy podejrzewać i liczyć się z tym, że będziemy musieli go odrzucić, jeśli twórca X okaże się przestępcą? Możemy takiego odbierać w nieświadomości, a z twórczości nie da się wyłapać oczerniającej go prawdy, czy taka prawda, gdy się pojawi zmienia coś w samym dziele? A jeśli tym dziełem jest piękny obraz lub rzeźba? Piękna czysto technicznie i artystycznie? Czy jej odbiór musi się różnić od odbioru muzyki, filmu? Może podczas jego tworzenia artyście-przestępcy nawet przez głowę nie przeszło coś złego, a może było dla niego wręcz ucieczką w normalność?

Do tego dochodzą jeszcze dwie sprawy. Pierwszą z nich jest fakt, że dzieła, to często współpraca bardzo wielu twórców, której artyści często są tylko odtwórcami. Czy przestępca interpretując tekst na przestępczą modłę niszczy piękną pracę tekściarza? Czy taki wokalista przekreśla pracę pozostałych muzyków, a reżyser grę autorów? Druga sprawa jest taka, że np. mówi się, że każdy dobry tekst, ale i dzieło ogólnie, jest czymś co można interpretować, każdy może sobie dopisać do niego własne przeżycia, a to co myśli sobie o nim twórca, czy nawet odtwórca, jest wręcz nieważne. Czy można iść w tym kierunku, czy samo to już jest etycznie złe? Jeśli tak, to gdzie się kończy ta etyka? Bo co jeśli przestępcą takim okazałby się twórca żarówki, elektryczności, telewizji, lekarstwa itp.? Dlaczego tu etyka miałaby nie obowiązywać albo dlaczego miałaby obowiązywać gdzie indziej? Ci którzy rozumieją potęgę sztuki i jest dla nich czymś niekoniecznie mniej ważnym niż wcześniej wymienione, będą dobrze rozumieć i to, i będą mieli naprawdę spore rozterki. A może właśnie ich brak?